Jej umysł na próżno walczył z tym, o czym doskonale wiedziało jej ciało: pragnęła go, i to bardzo. Zaraz po ukończeniu college'u, Emily spotyka dotkliwy cios: niespodziewanie umiera jej matka. Emily przeprowadza się ze swoim chłopakiem do Nowego Jorku, by zacząć życie od nowa. Co prawda wewnętrzny głos zaleca jej ostrożność, ale Dillon w ciężkich chwilach był dla niej tak dobry i troskliwy, że dziewczyna postanawia związać z nim swój los. W Nowym Jorku poznaje Gavina – seksownego, czarującego playboya. Już podczas pierwszego, krótkiego spotkania udaje mu się rozpalić zmysły Emily. Dziewczyna jest rozdarta między lojalnością do dotychczasowego partnera, od którego nigdy nie zaznała niczego złego, a namiętnością do przystojnego zdobywcy serc. Sytuacja szybko się komplikuje, ponieważ z biegiem czasu Dillon zaczyna coraz częściej ujawniać swoją prawdziwą, mroczną naturę, a z kolei nadzwyczajna atrakcyjność i namiętność Gavina okazuje się jedynie maską, za którą kryje się bolesna przeszłość. Rozdarta wewnętrznie Emily musi szybko podjąć decyzję, którego z nich wybrać. Cokolwiek zrobi, jedno jest pewne: ból rozstania pozostanie z nią już na zawsze.
Kolejny raz przeszukując promocje w biedronce udało mi się trafić na ciekawą książkę. Tym razem jest to Collide autorstwa Gail McHugh. Gail McHugh mówi o sobie, że jest czekoladoholiczką, która od zawszę uwielbiała wymyślać romantyczne historie. Pewnego dnia obudziła się z przeczuciem, że musi coś napisać. Tak właśnie powstało Collide. Debiutancka powieść autorstwa pani McHugh. Na co dzień jest szczęśliwą żoną oraz matką trójki uroczych dzieci.
(...) Collide opowiada nam losy miłosnego trójkąta. Dwóch mężczyzn i jedną kobietę. Emily dopiero, co straciła matkę w wyniku straszliwej choroby. Przetrwała całą tą sytuację tylko dzięki pomocy cudownego Dillona. Młoda kobieta zakochana po uszy postanawia przeprowadzić się wraz z ukochanym do Nowego Yorku. Tam poznaje pana wysokiego, przystojnego i podniecającego. Mężczyznę marzeń nie jednej z pań. Wysoki, ciemno włosy o oczach koloru nieba. Już na samą myśl każda z nas czuje się zauroczona. Niestety pan Wysoki, Przystojny i Podniecający okazuje się być jednym z przyjaciół Dillona. Dodatkowo wszystko komplikuje fakt, że cudowny Gavin poczuł nie tylko pożądanie do Em. To historia, których na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że wśród romansów nie brakuje. Jednak, kiedy brniemy, czym dalej odkrywamy pewną nietypowość. Nasz uroczy Dillon wcale nie jest taki uroczy. Każdy z nas ma swoją gorszą stronę, a ta Parkera okazuje się dość mroczną. Życie prowadzi nas w różnych kierunkach. Nie zawsze tych właściwych. W pewnym momencie budzimy się z przekonaniem, ze człowiek, którego darzymy miłością nie jest tą samą osobą, co kiedyś. Okazuje się, że wcale nie znamy ludzi, z którymi byliśmy tak blisko. W skrajnych przypadkach odkrywamy w drugim człowieku potwora. Na nieszczęście Emily trafiła właśnie na takiego człowieka. W tym momencie powinniśmy postawić sobie pytanie. Czy wdzięczność może zawładnąć nami tak bardzo, że postanawiamy związać się z potworem? Albo może, jak to się dzieje, że niektórzy potrafią tak bardzo nas omotać? Właśnie te dwa pytania cały czas kołatały się po głowie czytając książkę. Z czasem te dwa pytania skleiły się w jedno. Dlaczego? Potrzeba naprawdę wiele siły, aby otrząsnąć się z tak toksycznej relacji. Książka na początku wydała mi się oklepana. Pomyślcie sami. Masz za sobą już wiele książek tego gatunku, a kiedy otwierasz kolejną i na początku widzisz ten sam schemat to masz ochotę rzucić ją w kąt. Ileż można czytać ciągle powtarzający się schemat. Cieszę się, że dałam książce szansę. Czym dalej brnęłam tym bardziej byłam zaskoczona. Odkryłam, że się myliłam. Schemat, który na początku wydał mi się przewidywalny i powtarzający się stał się nagle czymś zaskakującym i nowym. Akcja ciągle trzymała mnie w napięciu. Zastanawiałam się, co nasi bohaterowie znowu wymyślą. Czym mnie zaskoczą? Owszem bywały momenty, że książka była przewidywalna i zaczynała mnie irytować, ale to tylko momenty, które przemieniały się w zniecierpliwienie, co dalej. Bardzo podobało mi się w książce to, że autorka nie skupiła się tylko na jednym z bohaterów tylko na każdym po trochu. Brakowało mi w tym przypadku większej ilości uczuć. Mimo wszystko w romansie powinno być trochę więcej rozczulania się nad sobą. Muszę przyznać również, że chwilami miałam problemy z rozdzieleniem, kto co mówi. Czy teraz narratorem jest Gavin czy może Emily. Odrobinę zlewało się to. Na koniec chce wspomnieć, że strasznie spodobała mi się dedykacja książki. „Mojej matce. Miałaś rację.” Takie proste słowa, a uderzają w każdego z nas. Jeśli szukacie czegoś, co zajmie przyjemnie wam czas polecam sięgnąć po Collide. Nie powinniście się z nią nudzić. Z niecierpliwością wyczekuje kolejnej części. Ponieważ sposób w jaki zakończyła się powieść trzyma mnie niesamowicie w napięciu co będzie dalej. Pozdrawiam, A.
Emily po śmierci mamy, za namową swojego chłopaka - Dillona przenosi się do Nowego Jorku. Podejmuje tam pracę, która od początku przyniesie jej niespodziankę, dziewczyna spotyka przystojnego chłopaka - Gavina, który mocno zawróci jej w głowie. Wraz z rozkwitem uczucia do Gavina, ujawnia się też druga twarz Dillona. Emily, jest rozdarta, między Dillonem, a Gavinem, kogo ostatecznie wybierze? Na ogół nie czytam romansów, ale tym razem zaintrygowana opisem,
(...)a także okładką postanowiłam sięgnąć po "Collide". Już od początku książka mnie pochłonęła, i z każdą stroną co raz bardziej wciągała, co już na wstępie jest dla mnie dużym plusem. Podczas czytania, cały czas towarzyszyły mi emocje, zarówno pozytywne jak i te negatywne, wszystko przeżywałam wraz z bohaterami, złościłam się gdy coś szło nie po mojej myśli, cieszyłam się ze szczęścia postaci. Wszystko bez problemu mogłam sobie wyobrazić, co jest ogromną zaletą! Autorka wykreowała również bardzo ciekawych bohaterów, nie byli idealni, mieli swoje wady i zalety. Bardzo mnie cieszy, że postacie nie były wyidealizowane, tylko niemal realne. Emily, trochę zagubiona, z pozoru radosna, ale wewnętrznie smutna, Dillon - z jednej strony miły, z drugiej wręcz przeciwnie, z kolei Gavin czuły i szaleńczo zakochany w Emily. Mimo, że wydawałoby się iż książka jest całkowicie lekka i łatwa, to nie całkiem tak jest, wbrew pozorom książka porusza temat dominacji w związku, czy też zbytniego podporządkowania partnerowi. Fabuła, była ciekawa, może trochę banalna, momentami przewidywalna, ale przeszkadzało mi to tylko w niektórych momentach książki. Dialogi bohaterów, były nieskomplikowane, często zabawne, przez co niesamowicie realne, nie było tez długich opisów z czego ogromnie się cieszę. Sprawia to, że książkę czyta się w zawrotnym tempie. Jednym co często mnie denerwowało, była bezradność i rozdarcie głównej bohaterki, jej zachowanie momentami wydawało mi się wręcz dziwne, czasem głupie - jednak jest to moja subiektywna opinia. Ostatnio, ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu, trafiam na same dobre książki i ta również do takich jak najbardziej należy! Mimo kilku drobnych wad, muszę przyznać, że książka przerosła moje oczekiwania! Ponad 300 stron tej powieści przeczytałam - nawet nie wiem kiedy, książka niesamowicie mnie wciągnęła. Zakończenie pozostawia w niepewności i oczekiwaniu na kolejny tom pod tytułem "Pulse". Bardzo jestem ciekawa jak autorka opisała dalsze losy bohaterów, dlatego z niecierpliwością czekam na drugą część! Jeśli macie ochotę na coś wciągającego, to jak najbardziej polecam "Collide"!
Gavin, Emily i Dillon. Te trzy osoby już nigdy nie będą takie same po tym, kiedy się spotkają. Po przeczytaniu wielu pozytywnych recenzji o „Collide” postanowiłam sama sprawdzić ile ta powieść jest warta. I co o niej myślę? Porwać, mnie nie porwała, zawieść też jej się nie udało. Ulubiona postać? Zdecydowanie Gavin. Jego poczucie humoru, upór, mobilizacja i motywacja do działania jest urocza. Za to Emily już mniej przypadła mi do gustu.
(...)Szczerze to zakwalifikowałabym ją do dziewczyn typu „chciałabym zjeść ciastko i jednocześnie mieć ciastko” oraz przejawiała cechy pasujące do tzw. „psa ogrodnika” – sama mężczyzny nie wzięła, ale jak widziała go z inną to była zazdrosna. Najbardziej przypadła mi do gustu jej przyjaciółka Olivia, która ciągle nazywała chłopaka Emily „Debillonem” od jego imienia Dillon, fragmenty te zawsze doprowadzały mnie do uśmiechu, i nie ukrywam, że postać Dillona irytowała mnie jak żadna inna. Standardowa fabuła... Jest kobieta, w tym wypadku Emily i jej przyjaciółka, która nienawidzi wręcz jej obecnego chłopaka Dillona i robi co może aby ten związek się rozpadł. Tym samym ułatwia drogę do serca swojemu przyjacielowi, Gavinowi. Na miejscu Emily, takiego mężczyznę jakim był Dillon, już dawno bym pogoniła. Manipulacje, wykorzystywanie i żerowanie na uczuciach młodej, nieszczęśliwej dziewczyny, to mu wychodziło najlepiej. A to jak zachował się na samym końcu, zaskoczyło mnie tak, że z niecierpliwością czekam na drugą część „Pulse”. Akcja powieści toczy się wokół starań Gavina, który ciągle walczy o to aby zdobyć serce, duszę i ciało Emily oraz wokół wahań dziewczyny, która jest wewnętrznie rozdarta, pomiędzy chłopakiem, który był przy niej podczas śmierci jej matki oraz mężczyzną, który rozpala w niej takie rządze i uczucia, których jeszcze nigdy w życiu nie czuła. Tutaj pojawiają się również niedomówienia oraz błędne domysły, które doprowadzają do rozpadu krótkiego romansu Gavina i Emily, po czym dziewczyna zamierza wyjść za mąż za Dillona. Nie musicie się martwić, Gavin nie pozwoli na to, aby jego kobieta popełniła największy błąd w swoim życiu. Zakończenie mnie zaskoczyło, to już mówiłam, jestem ogromnie ciekawa czy Gavin wyjedzie i czy Emily podjęła właściwą decyzję. Jestem zadowolona z tego, że mogłam tą powieść przeczytać. Może nie wnosi spektakularnych zmian w życie, ale można z niej wyciągnąć wiele wniosków, mających wpływ na niektóre nasze życiowe decyzje. [link]
Czuliście się kiedyś uzależnieni od kogoś psychicznie? Nie? A może nie zdawaliście sobie sprawy, że jesteście pod wpływem innych? Emily po śmierci matki przeprowadza się do Nowego Jorku, zamieszkuje wraz z przyjaciółką. Jednak powódki, przez które znalazła się w wielkim mieście są inne, jedną z nich jest chęć przebywania w bliższym towarzystwie swojego chłopaka, Dillona. Zakochana, być może szczęśliwa?
(...)Nic bardziej mylnego! Emily jest pod emocjonalnym wpływem chłopaka, wierzy w każde jego kłamstwo i pozwala sobą manipulować. Dillon to czarny charakter, historia dzięki niemu staję się bardziej realna. Przecież życie nie zawsze jest mlekiem i miodem płynące, zdarzają się na naszej drodze osoby dobre i złe. Zadaje sobie często pytanie, jak wiele kobiet jest pod wpływem mężczyzn? I jak wielu z nas tego nie zauważa? Czasami nie zdajemy sobie sprawy, że ktoś nas kontroluje. Zamieniamy w umyśle kontrolę na troskę, a granica między jednym, a drugim jest cienka, wręcz przeźroczysta. Emily poznaje Gavina, ciągnie ich do siebie od pierwszych chwil znajomości. Oboje doznają szoku gdy Gavin okazuje się być przyjacielem Dillona. Dziewczyna wypiera z umysłu uczucie jakim obdarzyła Gavina, jednak to właśnie przy nim zapomina o bożym świecie, nawet o swoim chłopaku. Jak może twierdzić, że kocha Dillona skoro tak łatwo potrafi się zatracić z Gavinem? Jak potoczą się losy tych dwojga, a właściwie trojga? Fabuła powieści jest prosta, nierozbudowana o większe tragiczne wydarzenia. Dla jednych to plus dla innych minus, nie oszukujmy się lubimy czytać o tragediach i czuć dreszczyk emocji. Bohaterowie są wykreowani na prostych zwykłych ludzi bez mrocznej przeszłości. Dla mnie jest to plusem, choć lubię kiedy postacie są zranione przez życie, ale przecież nie każdy posiada demony przeszłości depczące mu po piętach. Kiedy losy Emily i Gavina wydają się być przesądzone, a zakończenie można sobie dopowiedzieć, akcja zmienia się diametralnie. Jeden poranek, jedna chwila, małe niedomówienie i wszystko wali się jak domek z kart. Zakończenie mnie zaskoczyło i pozostawiło po sobie ogromny niedosyt. Nie mogę się już doczekać drugiej części, aby odpowiedzieć sobie na pytanie "co dalej?".
Zdecydowałam się na recenzję tej oto książki, ponieważ wyczekuję z niecierpliwością "Pulse", która pojawi się w moim domu lada dzień. Wielu z Was pewnie chciało kiedyś zmienić coś w swoim życiu: pracę, miejsce, w którym się znajduje... Zapewne wpływ na te decyzje miały wydarzenia, które zdarzyły się w Waszym życiu. Emily spotyka podobna historia. Jej najbliższa osoba umiera, a ona postanawia się wyprowadzić i zamieszkać bliżej swojego ukochanego - Dillona.
(...)Czy to dobra decyzja? Okazuje się, że jak najbardziej. Wkrótce poznaje niesamowitego Gavina, który całkiem miesza jej w głowie. Gavin. Kolejny bohater z dosyć specyficznymi zainteresowaniami. Emily. Kolejna irytująca bohaterka. Wybaczam jednak to autorce, ponieważ mimo wszystko Gavin jest postacią interesującą i intrygującą, natomiast bez Emily ta książka nie miałaby sensu. Czasami potrzebuję takiej lekkiej książki, która będzie swoistą przerwą od historii, które wzbudzają we mnie o wiele więcej emocji i skłaniają do refleksji. Cała historia nie ma oryginalnej fabuły, jednak czyta się ją z przyjemnością. Książka w niektórych momentach pozytywnie mnie zaskakiwała, a w innych wręcz irytowała. Przeżywałam z bohaterami wszystkie wydarzenia, śmiałam się razem z Gavinem, gdy przekomarzał się z Emily i odczuwałam chęć mordu, gdy na horyzoncie pojawiał się Dillon. Pan, o którym wspomniałam jest chyba jedną z najgorszych postaci, z jakimi miałam okazję spotkać się w książkach. To dupek pozbawiony wszelkich skrupułów. Emily jest bardzo naiwna będąc z nim po tylu upokorzeniach. Nie wywarł na mnie pozytywnego wrażenia. W żadnym wypadku nie chciałabym spotkać kogoś takiego na swojej drodze. Zdecydowanie postać Gavina jest mi bliższa. Przystojny, czarujący, zabawny. Czego chcieć więcej? Co prawda ma nietypowe zainteresowania, ale kto ich nie ma? Nigdy nie wiadomo, co czai się w każdym z nas. Bardzo polubiłam jego postać. Było mi przykro, gdy został w taki sposób zraniony przez Emily i chciałam ją po prostu rozszarpać. W niektórych momentach książka jest przewidywalna, ale tak jak wcześniej wspomniałam, ma również kilka zaskakujących momentów. Jednym z nich było zakończenie książki. Właściwie nie spodziewałam się, że to dwuczęściowy cykl. Myślałam, że historia skończy się Happy Endem. Nawet nie wiecie jakie było moje zdziwienie, gdy tak się nie stało. "Collide" to książka o poszukiwaniu własnego szczęścia, o szukaniu właściwej ścieżki w życiu. Książka pokazuje, jak trudno jest uwolnić się z toksycznego związku, od osoby, z którą jesteśmy właściwie z przyzwyczajenia i myślimy, że jesteśmy jej coś winni, bo kiedyś nam pomogli. Pod płaszczem niezbyt oryginalnej historii widzimy problemy z jakimi boryka się bohaterka, mimo, że czytelnik nie pała do niej sympatią. Zdecydowanie polecam tę pozycję i z przyjemnością powrócę do drugiej części, aby przekonać się jak autorka poradziła sobie z dokończeniem tej historii.
„Los nie grał fair z uczuciami żadnego z nich, złamał wszelkie zasady, tworząc okrutną grę, która niszczyła ich oboje. Z niespotykaną siłą wdarł się w ich najskrytsze myśli, najsilniejszego z mężczyzn powalił na kolana, a ją zmusił do kwestionowania własnych decyzji. Dość tego, nie pozwoli mu dalej niszczyć im życia.” Po raz kolejny przekonałam się jak różni są ludzie. Jedni krytykują, drudzy wychwalają, powiem wam jedno,
(...)że piękne to jest, bowiem świat przez to jest bardziej barwny. Pomyślcie co by to było, gdyby każdy lubił kolor czarny? Spodziewałam się tego, że fabuła może nie wyróżniać się zbytnio od podobnych książek w tym gatunku. Czy mi to przeszkadzało? „Był to Pan Wysoki, Przystojny i Podniecający.” Emily od dziewięciu miesięcy spotyka się z przystojnym i zamożnym Dillonem. Planują wspólną przyszłość. Po śmierci matki przeprowadza się do Nowego Jorku, tam rozpoczyna nowy etap w swoim życiu. Zaczyna pracować we włoskiej restauracji w centrum Manhattanu, dzięki temu drogi jej oraz Gavina krzyżuje się ze sobą. Przypadek, a może przeznaczenie? Gavin młody, wysoki, przystojny niesamowicie seksowny oraz bogaty – IDEAŁ- (typowe) robi na Emily ogromne wrażenie. Gavin stara się zawrócić w głowie Emily, jednakże ta jest nieugięta (do czasu), bo jak sama twierdzi „kocha Dillona”. Po niedługim okresie okazuje się, że mężczyźni są bliskimi przyjaciółmi oraz mają wspólne interesy. Kobieta zaczyna czuć do Gavina coś więcej niż tylko samo pożądanie, jednak nie potrafi zostawić Dillona, bo przecież tak wiele dla niej zrobił, był z nią w najtrudniejszych chwilach, pomógł zorganizować pogrzeb jej matki, całość opłacił, pomagał jej finansowo. Wszystko to prowadzi do tego, że...zaręczają się. Dlaczego Emily nie dostrzegała drugiego oblicza Dillona, tego które nie zna umiaru w piciu alkoholu oraz potrafi podnieść rękę na kobietę? Czy jej miłość do Dillona była tą prawdziwą, a może jednak była to zwykła wdzięczność za pomoc jaką otrzymała od mężczyzny? Jak potoczą się dalsze losy trójkąta w postaci Emily, Dillona oraz Gavina? „Musisz o niej zapomnieć. To wszystko to tylko cholerny błąd. Pomyłka. A przede wszystkim pamiętaj, że Dillon jest twoim przyjacielem.” Przyznaję, że zachowanie głównej bohaterki lekko mnie irytowało, jak dla mnie miała za mało temperamentu. No kurczę wystarczyło powiedzieć „nie kocham cię!”, wszystko byłoby jasne i klarowne. Jednakże na tym polega właśnie pisanie książek, aby utrudnić życie bohaterom, żeby ich losy nie zawsze mogły się zejść. Żeby coś się w książkach działo potrzebne są intrygi, kolidowanie oraz podejmowanie trudnych decyzji, tak też postąpiła McHugh w „Collide”, pomimo że fabuła nie jest zbytnio wyszukana, to jednak autorka potrafiła ją skomplikować, przez wieczne niedomówienia, wahania Emily oraz jej niezdecydowanie. Jednakże prostota tej lektury wyszła jej zdecydowanie na plus. Kreacja bohaterów jest bardzo dobra, czułam do jednych niechęć, do innych sympatię, a kolejnych miałam ochotę złapać i potrząsnąć, aby się w końcu „obudzili” i stawili czoła problemom. Stylistyka nie jest wyszukana, ale jak już pisałam prostota jest tutaj atutem. Pomimo, że nie jest to nadzwyczaj ambitna lektura, to miło spędziłam z nią czas. Jest to idealna pozycją na wakacje - lekka, przyjemna, nie trzeba za wiele przy niej myśleć, a odbiorca i tak jest usatysfakcjonowany i zrelaksowany. Czasami książki przewidywalne są idealną odskocznią od pozycji bardziej porywających i cięższych. Właśnie taką odskocznią jest dla mnie „Collide”. Co do zakończenia książki...zamurowało mnie...ponieważ z pewnością nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, ostatni rozdział nawołuje do tego, aby czytelnik sięgną po kolejną część, tym bardziej, że na końcu książki znajduje się bonus w postaci pierwszego rozdziału „Pulse”. Mogę napisać, iż będzie się działo, wręcz nie mogę się doczekać kiedy sięgnę po drugi tom „Collide”. Polecam.
„You and I collide” Gdy tylko zobaczyłam tytuł książki i pobieżnie przeczytałam opis na myśl przyszła mi piosenka o tym samym tytule. Następnym moim krokiem było odsłuchanie piosenki „Collide” i dokładne przeczytanie opisu książki. Słowa piosenki idealnie wpasowują się w fabułę. Dlatego na tytuł recenzji postanowiłam wybrać mały fragment tekstu piosenki. „Czasami niewłaściwe rzeczy prowadzą nas do właściwych ludzi.
(...)” Emily nie tylko musi się uporać z zakończeniem szkoły, ale również z czymś bardziej tragicznym. Umiera jej matka, z którą żyła bardzo blisko. Dziewczyna postanawia wyprowadzić się do Nowego Jorku, do swojego chłopaka. Chociaż nie zamieszkują razem, to Emily jest wdzięczna Dillonowi, że był przy niej w tych trudnych chwilach i jest z nią mimo wszystko. Jednak coś się w niej zmienia gdy poznaje piekielnie przystojnego Gavina. Łączy ich niewidzialna więź, którą oboje starają się zrozumieć. Emily zostaje rozdarta między miłością do swojego chłopaka, a nowym znajomym, który przyciąga ją samym spojrzeniem i pobudza w niej dotąd nieznane zmysły. Dillon się zmienia, ale czy Emily będzie w stanie to zauważyć? Czy będzie w stanie wybrać, do kogo należy jej serce? „Był aktorem na scenie, ćwiczącym swoją rolę, a ona była jego publicznością.” Bałam się. Szczerze się bałam jak sięgałam po tę książkę. Romanse to dziedzina, w której dopiero raczkuję, jednak „Collide” to nie jest typowy romans. Przejaw literatury współczesnej, jak i new adult jest tu bardzo widoczny. „Collide” to właśnie coś pomiędzy typowym new adult, a romansem. Coś czego brakuje ostatnio na rynku. Każdy odnajdzie się w tej fabule i mogę zagwarantować, że nie będziecie się nudzić. Książka opowiada o losach trójki głównych bohaterów – Emily, Dillona i Gavina. Są to bardzo dobrze wykreowani bohaterowie. Wyraziści, barwni i z charakterem. Postacie drugoplanowe pokochałam od razu. Nawet szybciej niż głównych bohaterów. Autorka znakomicie zazębiła wszystkie akcje, wszystkie postacie i wyszło coś co można nazwać „książką idealną”. Nie jest przesłodzona, nie jest to ckliwy romans, nie jest to powieść czysto psychologiczna. Mamy tu uczucia i emocje, które odczuwamy razem z bohaterami. Czytając „Collide” zatracamy się całkowicie w rozdarciu Emily, w uczuciach Gavina i przekrętach Dillona. Kontakt z rzeczywistością zostaje całkowicie zerwany. Narracja występuje w trzeciej osobie. Znajdziemy elementy humoru, ale również momenty, w których uroni nam się łezka. Wszystko za sprawą emocji, które włożyła autorka do tej książki i zamknęła w niespełna 350 stronach. Zakończenie przygważdża czytelnika do muru i mimo dołączonego fragmentu drugiej części, nie zaspokaja naszej ciekawości. Fragment drugiej części przeczytałam pobieżnie, nie chciałam znać dalszych losów, bo wiem, że moje serce byłby bardziej złamane nie mogąc od razu przeczytać „Pulse”. Zakończenie „Collide” rozbija kompletnie. Chociaż możemy się domyślać takiego obrotu spraw, to autorka zadbała o to byśmy nie przewidzieli najmniejszych szczegółów, które rozrywają czytelnika na strzępy. Każdy czytelnik powinien związać się mniej lub bardziej emocjonalnie z książką. Ja jestem z tej grupy, która przeżywa każdą powieść, dlatego „Collide” na długo, jak nie na zawsze, zostanie w moim sercu i z wielką radością będę sięgała po nią kolejny i kolejny raz. Szczerze polecam tę książkę. Zatracenie się, oderwanie od codziennych problemów i myśli gwarantowane! Spędzicie miło czas z naprawdę znakomitą lekturą. Niestety ta chwila przemija bardzo szybko, bo książkę się wręcz pochłania.
RECENZJA DOSTĘPNA RÓWNIEŻ NA BLOGU:[link] Po śmierci ukochanej matki, Emily postanawia przeprowadzić się z rodzinnego miasta do Nowego Jorku, aby być bliżej swojego chłopaka Dillona. Wprowadza się do swojej najlepszej przyjaciółki ze studiów, znajduje pracę na lato i stara się zacząć życie od nowa. Pewnego razu, zupełnie przypadkiem poznaje niezwykle przystojnego mężczyznę, o którym nie wiedzieć czemu nie może zapomnieć.
(...)Gdy ów mężczyzna imieniem Gavin pojawia się więc w restauracji, w której pracuje Emily i to w dodatku jak się okazuje specjalnie, aby ją spotkać, bohaterka wie, że znajomość ta bardzo namiesza w jej dotychczasowym życiu. Emily jednak nie spodziewała się, że Gavin to najlepszy przyjaciel jej chłopaka i właściciel pewnej potężnej firmy, a fakt, iż Gavin również nie może zapomnieć o dziewczynie tylko jeszcze bardziej wszystko pogrąża. Przyznam się szczerze, że gdy tylko usłyszałam o Collide wiedziałam, że jest to książka, po którą muszę jak najszybciej sięgnąć. Niezwykle zaciekawił mnie jej opis oraz wspaniała okładka. Trochę czasu zajęło mi jednak znalezienie chwili na jej przeczytanie, a przez ten okres, po przeczytaniu licznych opinii na jej temat, zdążyłam się na nią bardzo nastawić. I to chyba był mój błąd, gdyż nie ukrywam, że jestem tą pozycją troszkę rozczarowana. Jej głównymi bohaterami są Emily oraz Gavin. Ciekawe jest to, że historii przedstawionej w Collide nie poznajemy tylko za pośrednictwem jednego z nich. Ich opowieści przeplatają się ze sobą nawzajem, dzięki czemu możemy poznać od razu zarówno punkt widzenia Emily, jak i Gavina. Z początku trochę mi to przeszkadzało, gdyż wszystko, co przeczytałam zaczęło mieszać mi się w głowie, co powodowało nie mały zamęt. Z czasem jednak przyzwyczaiłam się do tego sposobu narracji i nie zwracałam już na niego uwagi. Jeśli jednak mam być szczera, wolałabym, żeby książka napisana była z perspektywy jednego bohatera, albo ewentualnie, aby każdy z nich miał swoje osobne rozdziały. Z pewnością ułatwiłoby to czytanie. Bardzo spodobały mi się jednak postaci głównych bohaterów. Zapewne wielu czytelników zapoznając się z opisem Collide i czytając fragment "W nowym Jorku poznaje Gavina - seksownego, czarującego playboya. Już podczas pierwszego, krótkiego spotkania udaje mu się rozpalić zmysły Emily. " myśli sobie, że jest to kolejna powieść gdzie mężczyzna bawi się uczuciami kobiety, a dopiero później dostaje jakiegoś wielkiego olśnienia i postanawia się dla niej zmienić. Wręcz przeciwnie. Choć Gavin jest owszem typem mężczyzny, który raczej nie poświęca czasu stałym związkom z pewnością nie zalicza się do tego wyżej przedstawionego przeze mnie typu bohatera literackiego. Mężczyzna od samego początku pragnie znaleźć tą jedyną, zależy mu na założeniu rodziny oraz ślubie. Po prostu ma pecha w miłości i nie może nikogo takiego znaleźć. Jak dla mnie więc jest to bardzo miły powiew świeżości w świecie romansów - bardzo chętnie zapoznałabym się z innymi takimi powieściami. Autorka przedstawiła bardzo fajną i przemyślaną historię. Fabuła bardzo mi się podobała i z wielką niecierpliwością czekałam, jak cała sytuacja rozwinie się dalej. Sama książka jest bowiem niezwykle wciągająca, przez co zdecydowanie nie można się od niej oderwać. Jednak to, co mi się tu nie podobało to styl pisarki autorki. Gdybym nie była aż tak ciekawa tej książki, za pewne zrezygnowałabym z niej już po pierwszych stronach. Została ona bowiem napisana bardzo prosto i nieskomplikowanie. W niektórych momentach strasznie denerwował mnie dobór słów lub opisy sytuacji. Nie wiem, czy jest to wina polskiego tłumaczenia, czy po prostu autorka postanowiła to wszystko tak przedstawić, ale strasznie mnie to denerwowało. Choć jak mówiłam wcześniej sama historia oraz bohaterowie bardzo mi się podobali styl, w jakim została napisana książka zdecydowanie zasługuje na wielkiego minusa. Podsumowując więc, Collide to bardzo interesująca książka, w której niestety nie obyło się bez licznych wad. Mimo wciągającej fabuły, która z całą pewnością zasłużyła sobie na duży plus, styl jakim posługuje się autorka pozostawia wiele do życzenia. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że z kolejnymi książkami się on poprawi. Oczywiście sięgnę po dalsze kolejną cześć serii Collide - zdecydowanie nie mogę odpuścić sobie poznania dalszych losów Emily oraz Gavina. Mimo moich narzekań książkę jak najbardziej polecam, bo szkoda byłoby sobie ją odpuścić. Nie nastawiajcie się jednak na nią jakoś specjalnie, gdyż może spotkać was nie małe rozczarowanie. Jest to przyjemny lekki erotyk, który idealnie nadaje się na leniwe wieczory. Tak więc mimo wszystko polecam.
Pozycja została dodana do koszyka.
Jeśli nie wiesz, do czego służy koszyk, kliknij tutaj, aby poznać szczegóły.
Nie pokazuj tego więcej
SOWA OPAC :: wersja 6.4.1 (2024-11-08)
Oprogramowanie dostarczone przez SOKRATES-software.
Wszelkie uwagi dotyczące oprogramowania prosimy zgłaszać w bibliotece.
Gail McHugh mówi o sobie, że jest czekoladoholiczką, która od zawszę uwielbiała wymyślać romantyczne historie. Pewnego dnia obudziła się z przeczuciem, że musi coś napisać. Tak właśnie powstało Collide. Debiutancka powieść autorstwa pani McHugh. Na co dzień jest szczęśliwą żoną oraz matką trójki uroczych dzieci. (...)
Collide opowiada nam losy miłosnego trójkąta. Dwóch mężczyzn i jedną kobietę. Emily dopiero, co straciła matkę w wyniku straszliwej choroby. Przetrwała całą tą sytuację tylko dzięki pomocy cudownego Dillona. Młoda kobieta zakochana po uszy postanawia przeprowadzić się wraz z ukochanym do Nowego Yorku. Tam poznaje pana wysokiego, przystojnego i podniecającego. Mężczyznę marzeń nie jednej z pań. Wysoki, ciemno włosy o oczach koloru nieba. Już na samą myśl każda z nas czuje się zauroczona. Niestety pan Wysoki, Przystojny i Podniecający okazuje się być jednym z przyjaciół Dillona. Dodatkowo wszystko komplikuje fakt, że cudowny Gavin poczuł nie tylko pożądanie do Em.
To historia, których na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że wśród romansów nie brakuje. Jednak, kiedy brniemy, czym dalej odkrywamy pewną nietypowość. Nasz uroczy Dillon wcale nie jest taki uroczy. Każdy z nas ma swoją gorszą stronę, a ta Parkera okazuje się dość mroczną.
Życie prowadzi nas w różnych kierunkach. Nie zawsze tych właściwych. W pewnym momencie budzimy się z przekonaniem, ze człowiek, którego darzymy miłością nie jest tą samą osobą, co kiedyś. Okazuje się, że wcale nie znamy ludzi, z którymi byliśmy tak blisko. W skrajnych przypadkach odkrywamy w drugim człowieku potwora. Na nieszczęście Emily trafiła właśnie na takiego człowieka.
W tym momencie powinniśmy postawić sobie pytanie. Czy wdzięczność może zawładnąć nami tak bardzo, że postanawiamy związać się z potworem? Albo może, jak to się dzieje, że niektórzy potrafią tak bardzo nas omotać? Właśnie te dwa pytania cały czas kołatały się po głowie czytając książkę. Z czasem te dwa pytania skleiły się w jedno. Dlaczego?
Potrzeba naprawdę wiele siły, aby otrząsnąć się z tak toksycznej relacji.
Książka na początku wydała mi się oklepana. Pomyślcie sami. Masz za sobą już wiele książek tego gatunku, a kiedy otwierasz kolejną i na początku widzisz ten sam schemat to masz ochotę rzucić ją w kąt. Ileż można czytać ciągle powtarzający się schemat.
Cieszę się, że dałam książce szansę. Czym dalej brnęłam tym bardziej byłam zaskoczona. Odkryłam, że się myliłam. Schemat, który na początku wydał mi się przewidywalny i powtarzający się stał się nagle czymś zaskakującym i nowym. Akcja ciągle trzymała mnie w napięciu. Zastanawiałam się, co nasi bohaterowie znowu wymyślą. Czym mnie zaskoczą? Owszem bywały momenty, że książka była przewidywalna i zaczynała mnie irytować, ale to tylko momenty, które przemieniały się w zniecierpliwienie, co dalej.
Bardzo podobało mi się w książce to, że autorka nie skupiła się tylko na jednym z bohaterów tylko na każdym po trochu. Brakowało mi w tym przypadku większej ilości uczuć. Mimo wszystko w romansie powinno być trochę więcej rozczulania się nad sobą.
Muszę przyznać również, że chwilami miałam problemy z rozdzieleniem, kto co mówi. Czy teraz narratorem jest Gavin czy może Emily. Odrobinę zlewało się to.
Na koniec chce wspomnieć, że strasznie spodobała mi się dedykacja książki.
„Mojej matce. Miałaś rację.” Takie proste słowa, a uderzają w każdego z nas.
Jeśli szukacie czegoś, co zajmie przyjemnie wam czas polecam sięgnąć po Collide. Nie powinniście się z nią nudzić. Z niecierpliwością wyczekuje kolejnej części. Ponieważ sposób w jaki zakończyła się powieść trzyma mnie niesamowicie w napięciu co będzie dalej.
Pozdrawiam, A.
Na ogół nie czytam romansów, ale tym razem zaintrygowana opisem, (...) a także okładką postanowiłam sięgnąć po "Collide". Już od początku książka mnie pochłonęła, i z każdą stroną co raz bardziej wciągała, co już na wstępie jest dla mnie dużym plusem. Podczas czytania, cały czas towarzyszyły mi emocje, zarówno pozytywne jak i te negatywne, wszystko przeżywałam wraz z bohaterami, złościłam się gdy coś szło nie po mojej myśli, cieszyłam się ze szczęścia postaci. Wszystko bez problemu mogłam sobie wyobrazić, co jest ogromną zaletą!
Autorka wykreowała również bardzo ciekawych bohaterów, nie byli idealni, mieli swoje wady i zalety. Bardzo mnie cieszy, że postacie nie były wyidealizowane, tylko niemal realne. Emily, trochę zagubiona, z pozoru radosna, ale wewnętrznie smutna, Dillon - z jednej strony miły, z drugiej wręcz przeciwnie, z kolei Gavin czuły i szaleńczo zakochany w Emily.
Mimo, że wydawałoby się iż książka jest całkowicie lekka i łatwa, to nie całkiem tak jest, wbrew pozorom książka porusza temat dominacji w związku, czy też zbytniego podporządkowania partnerowi.
Fabuła, była ciekawa, może trochę banalna, momentami przewidywalna, ale przeszkadzało mi to tylko w niektórych momentach książki. Dialogi bohaterów, były nieskomplikowane, często zabawne, przez co niesamowicie realne, nie było tez długich opisów z czego ogromnie się cieszę. Sprawia to, że książkę czyta się w zawrotnym tempie.
Jednym co często mnie denerwowało, była bezradność i rozdarcie głównej bohaterki, jej zachowanie momentami wydawało mi się wręcz dziwne, czasem głupie - jednak jest to moja subiektywna opinia.
Ostatnio, ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu, trafiam na same dobre książki i ta również do takich jak najbardziej należy! Mimo kilku drobnych wad, muszę przyznać, że książka przerosła moje oczekiwania! Ponad 300 stron tej powieści przeczytałam - nawet nie wiem kiedy, książka niesamowicie mnie wciągnęła. Zakończenie pozostawia w niepewności i oczekiwaniu na kolejny tom pod tytułem "Pulse". Bardzo jestem ciekawa jak autorka opisała dalsze losy bohaterów, dlatego z niecierpliwością czekam na drugą część! Jeśli macie ochotę na coś wciągającego, to jak najbardziej polecam "Collide"!
Ulubiona postać? Zdecydowanie Gavin. Jego poczucie humoru, upór, mobilizacja i motywacja do działania jest urocza. Za to Emily już mniej przypadła mi do gustu. (...) Szczerze to zakwalifikowałabym ją do dziewczyn typu „chciałabym zjeść ciastko i jednocześnie mieć ciastko” oraz przejawiała cechy pasujące do tzw. „psa ogrodnika” – sama mężczyzny nie wzięła, ale jak widziała go z inną to była zazdrosna. Najbardziej przypadła mi do gustu jej przyjaciółka Olivia, która ciągle nazywała chłopaka Emily „Debillonem” od jego imienia Dillon, fragmenty te zawsze doprowadzały mnie do uśmiechu, i nie ukrywam, że postać Dillona irytowała mnie jak żadna inna.
Standardowa fabuła... Jest kobieta, w tym wypadku Emily i jej przyjaciółka, która nienawidzi wręcz jej obecnego chłopaka Dillona i robi co może aby ten związek się rozpadł. Tym samym ułatwia drogę do serca swojemu przyjacielowi, Gavinowi. Na miejscu Emily, takiego mężczyznę jakim był Dillon, już dawno bym pogoniła. Manipulacje, wykorzystywanie i żerowanie na uczuciach młodej, nieszczęśliwej dziewczyny, to mu wychodziło najlepiej. A to jak zachował się na samym końcu, zaskoczyło mnie tak, że z niecierpliwością czekam na drugą część „Pulse”. Akcja powieści toczy się wokół starań Gavina, który ciągle walczy o to aby zdobyć serce, duszę i ciało Emily oraz wokół wahań dziewczyny, która jest wewnętrznie rozdarta, pomiędzy chłopakiem, który był przy niej podczas śmierci jej matki oraz mężczyzną, który rozpala w niej takie rządze i uczucia, których jeszcze nigdy w życiu nie czuła. Tutaj pojawiają się również niedomówienia oraz błędne domysły, które doprowadzają do rozpadu krótkiego romansu Gavina i Emily, po czym dziewczyna zamierza wyjść za mąż za Dillona. Nie musicie się martwić, Gavin nie pozwoli na to, aby jego kobieta popełniła największy błąd w swoim życiu. Zakończenie mnie zaskoczyło, to już mówiłam, jestem ogromnie ciekawa czy Gavin wyjedzie i czy Emily podjęła właściwą decyzję.
Jestem zadowolona z tego, że mogłam tą powieść przeczytać. Może nie wnosi spektakularnych zmian w życie, ale można z niej wyciągnąć wiele wniosków, mających wpływ na niektóre nasze życiowe decyzje.
[link]
A może nie zdawaliście sobie sprawy, że jesteście pod wpływem innych?
Emily po śmierci matki przeprowadza się do Nowego Jorku, zamieszkuje wraz z przyjaciółką.
Jednak powódki, przez które znalazła się w wielkim mieście są inne, jedną z nich jest chęć przebywania w bliższym towarzystwie swojego chłopaka, Dillona.
Zakochana, być może szczęśliwa? (...) Nic bardziej mylnego! Emily jest pod emocjonalnym wpływem chłopaka, wierzy w każde jego kłamstwo i pozwala sobą manipulować.
Dillon to czarny charakter, historia dzięki niemu staję się bardziej realna. Przecież życie nie zawsze jest mlekiem i miodem płynące, zdarzają się na naszej drodze osoby dobre i złe.
Zadaje sobie często pytanie, jak wiele kobiet jest pod wpływem mężczyzn? I jak wielu z nas tego nie zauważa?
Czasami nie zdajemy sobie sprawy, że ktoś nas kontroluje. Zamieniamy w umyśle kontrolę na troskę, a granica między jednym, a drugim jest cienka, wręcz przeźroczysta.
Emily poznaje Gavina, ciągnie ich do siebie od pierwszych chwil znajomości. Oboje doznają szoku gdy Gavin okazuje się być przyjacielem Dillona.
Dziewczyna wypiera z umysłu uczucie jakim obdarzyła Gavina, jednak to właśnie przy nim zapomina o bożym świecie, nawet o swoim chłopaku. Jak może twierdzić, że kocha Dillona skoro tak łatwo potrafi się zatracić z Gavinem?
Jak potoczą się losy tych dwojga, a właściwie trojga?
Fabuła powieści jest prosta, nierozbudowana o większe tragiczne wydarzenia. Dla jednych to plus dla innych minus, nie oszukujmy się lubimy czytać o tragediach i czuć dreszczyk emocji.
Bohaterowie są wykreowani na prostych zwykłych ludzi bez mrocznej przeszłości.
Dla mnie jest to plusem, choć lubię kiedy postacie są zranione przez życie, ale przecież nie każdy posiada demony przeszłości depczące mu po piętach.
Kiedy losy Emily i Gavina wydają się być przesądzone, a zakończenie można sobie dopowiedzieć, akcja zmienia się diametralnie. Jeden poranek, jedna chwila, małe niedomówienie i wszystko wali się jak domek z kart.
Zakończenie mnie zaskoczyło i pozostawiło po sobie ogromny niedosyt. Nie mogę się już doczekać drugiej części, aby odpowiedzieć sobie na pytanie "co dalej?".
Wielu z Was pewnie chciało kiedyś zmienić coś w swoim życiu: pracę, miejsce, w którym się znajduje... Zapewne wpływ na te decyzje miały wydarzenia, które zdarzyły się w Waszym życiu. Emily spotyka podobna historia. Jej najbliższa osoba umiera, a ona postanawia się wyprowadzić i zamieszkać bliżej swojego ukochanego - Dillona. (...) Czy to dobra decyzja? Okazuje się, że jak najbardziej. Wkrótce poznaje niesamowitego Gavina, który całkiem miesza jej w głowie.
Gavin. Kolejny bohater z dosyć specyficznymi zainteresowaniami. Emily. Kolejna irytująca bohaterka. Wybaczam jednak to autorce, ponieważ mimo wszystko Gavin jest postacią interesującą i intrygującą, natomiast bez Emily ta książka nie miałaby sensu. Czasami potrzebuję takiej lekkiej książki, która będzie swoistą przerwą od historii, które wzbudzają we mnie o wiele więcej emocji i skłaniają do refleksji.
Cała historia nie ma oryginalnej fabuły, jednak czyta się ją z przyjemnością. Książka w niektórych momentach pozytywnie mnie zaskakiwała, a w innych wręcz irytowała. Przeżywałam z bohaterami wszystkie wydarzenia, śmiałam się razem z Gavinem, gdy przekomarzał się z Emily i odczuwałam chęć mordu, gdy na horyzoncie pojawiał się Dillon. Pan, o którym wspomniałam jest chyba jedną z najgorszych postaci, z jakimi miałam okazję spotkać się w książkach. To dupek pozbawiony wszelkich skrupułów. Emily jest bardzo naiwna będąc z nim po tylu upokorzeniach. Nie wywarł na mnie pozytywnego wrażenia. W żadnym wypadku nie chciałabym spotkać kogoś takiego na swojej drodze.
Zdecydowanie postać Gavina jest mi bliższa. Przystojny, czarujący, zabawny. Czego chcieć więcej? Co prawda ma nietypowe zainteresowania, ale kto ich nie ma? Nigdy nie wiadomo, co czai się w każdym z nas. Bardzo polubiłam jego postać. Było mi przykro, gdy został w taki sposób zraniony przez Emily i chciałam ją po prostu rozszarpać.
W niektórych momentach książka jest przewidywalna, ale tak jak wcześniej wspomniałam, ma również kilka zaskakujących momentów. Jednym z nich było zakończenie książki. Właściwie nie spodziewałam się, że to dwuczęściowy cykl. Myślałam, że historia skończy się Happy Endem. Nawet nie wiecie jakie było moje zdziwienie, gdy tak się nie stało.
"Collide" to książka o poszukiwaniu własnego szczęścia, o szukaniu właściwej ścieżki w życiu. Książka pokazuje, jak trudno jest uwolnić się z toksycznego związku, od osoby, z którą jesteśmy właściwie z przyzwyczajenia i myślimy, że jesteśmy jej coś winni, bo kiedyś nam pomogli. Pod płaszczem niezbyt oryginalnej historii widzimy problemy z jakimi boryka się bohaterka, mimo, że czytelnik nie pała do niej sympatią. Zdecydowanie polecam tę pozycję i z przyjemnością powrócę do drugiej części, aby przekonać się jak autorka poradziła sobie z dokończeniem tej historii.
„Był to Pan Wysoki, Przystojny i Podniecający.” Emily od dziewięciu miesięcy spotyka się z przystojnym i zamożnym Dillonem. Planują wspólną przyszłość. Po śmierci matki przeprowadza się do Nowego Jorku, tam rozpoczyna nowy etap w swoim życiu. Zaczyna pracować we włoskiej restauracji w centrum Manhattanu, dzięki temu drogi jej oraz Gavina krzyżuje się ze sobą. Przypadek, a może przeznaczenie? Gavin młody, wysoki, przystojny niesamowicie seksowny oraz bogaty – IDEAŁ- (typowe) robi na Emily ogromne wrażenie. Gavin stara się zawrócić w głowie Emily, jednakże ta jest nieugięta (do czasu), bo jak sama twierdzi „kocha Dillona”. Po niedługim okresie okazuje się, że mężczyźni są bliskimi przyjaciółmi oraz mają wspólne interesy. Kobieta zaczyna czuć do Gavina coś więcej niż tylko samo pożądanie, jednak nie potrafi zostawić Dillona, bo przecież tak wiele dla niej zrobił, był z nią w najtrudniejszych chwilach, pomógł zorganizować pogrzeb jej matki, całość opłacił, pomagał jej finansowo. Wszystko to prowadzi do tego, że...zaręczają się. Dlaczego Emily nie dostrzegała drugiego oblicza Dillona, tego które nie zna umiaru w piciu alkoholu oraz potrafi podnieść rękę na kobietę? Czy jej miłość do Dillona była tą prawdziwą, a może jednak była to zwykła wdzięczność za pomoc jaką otrzymała od mężczyzny? Jak potoczą się dalsze losy trójkąta w postaci Emily, Dillona oraz Gavina?
„Musisz o niej zapomnieć. To wszystko to tylko cholerny błąd. Pomyłka. A przede wszystkim pamiętaj, że Dillon jest twoim przyjacielem.” Przyznaję, że zachowanie głównej bohaterki lekko mnie irytowało, jak dla mnie miała za mało temperamentu. No kurczę wystarczyło powiedzieć „nie kocham cię!”, wszystko byłoby jasne i klarowne. Jednakże na tym polega właśnie pisanie książek, aby utrudnić życie bohaterom, żeby ich losy nie zawsze mogły się zejść. Żeby coś się w książkach działo potrzebne są intrygi, kolidowanie oraz podejmowanie trudnych decyzji, tak też postąpiła McHugh w „Collide”, pomimo że fabuła nie jest zbytnio wyszukana, to jednak autorka potrafiła ją skomplikować, przez wieczne niedomówienia, wahania Emily oraz jej niezdecydowanie. Jednakże prostota tej lektury wyszła jej zdecydowanie na plus.
Kreacja bohaterów jest bardzo dobra, czułam do jednych niechęć, do innych sympatię, a kolejnych miałam ochotę złapać i potrząsnąć, aby się w końcu „obudzili” i stawili czoła problemom. Stylistyka nie jest wyszukana, ale jak już pisałam prostota jest tutaj atutem.
Pomimo, że nie jest to nadzwyczaj ambitna lektura, to miło spędziłam z nią czas. Jest to idealna pozycją na wakacje - lekka, przyjemna, nie trzeba za wiele przy niej myśleć, a odbiorca i tak jest usatysfakcjonowany i zrelaksowany. Czasami książki przewidywalne są idealną odskocznią od pozycji bardziej porywających i cięższych. Właśnie taką odskocznią jest dla mnie „Collide”. Co do zakończenia książki...zamurowało mnie...ponieważ z pewnością nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, ostatni rozdział nawołuje do tego, aby czytelnik sięgną po kolejną część, tym bardziej, że na końcu książki znajduje się bonus w postaci pierwszego rozdziału „Pulse”. Mogę napisać, iż będzie się działo, wręcz nie mogę się doczekać kiedy sięgnę po drugi tom „Collide”. Polecam.
„Czasami niewłaściwe rzeczy prowadzą nas do właściwych ludzi. (...) ” Emily nie tylko musi się uporać z zakończeniem szkoły, ale również z czymś bardziej tragicznym. Umiera jej matka, z którą żyła bardzo blisko. Dziewczyna postanawia wyprowadzić się do Nowego Jorku, do swojego chłopaka. Chociaż nie zamieszkują razem, to Emily jest wdzięczna Dillonowi, że był przy niej w tych trudnych chwilach i jest z nią mimo wszystko. Jednak coś się w niej zmienia gdy poznaje piekielnie przystojnego Gavina. Łączy ich niewidzialna więź, którą oboje starają się zrozumieć. Emily zostaje rozdarta między miłością do swojego chłopaka, a nowym znajomym, który przyciąga ją samym spojrzeniem i pobudza w niej dotąd nieznane zmysły. Dillon się zmienia, ale czy Emily będzie w stanie to zauważyć? Czy będzie w stanie wybrać, do kogo należy jej serce?
„Był aktorem na scenie, ćwiczącym swoją rolę, a ona była jego publicznością.” Bałam się. Szczerze się bałam jak sięgałam po tę książkę. Romanse to dziedzina, w której dopiero raczkuję, jednak „Collide” to nie jest typowy romans. Przejaw literatury współczesnej, jak i new adult jest tu bardzo widoczny. „Collide” to właśnie coś pomiędzy typowym new adult, a romansem. Coś czego brakuje ostatnio na rynku. Każdy odnajdzie się w tej fabule i mogę zagwarantować, że nie będziecie się nudzić.
Książka opowiada o losach trójki głównych bohaterów – Emily, Dillona i Gavina. Są to bardzo dobrze wykreowani bohaterowie. Wyraziści, barwni i z charakterem. Postacie drugoplanowe pokochałam od razu. Nawet szybciej niż głównych bohaterów. Autorka znakomicie zazębiła wszystkie akcje, wszystkie postacie i wyszło coś co można nazwać „książką idealną”. Nie jest przesłodzona, nie jest to ckliwy romans, nie jest to powieść czysto psychologiczna. Mamy tu uczucia i emocje, które odczuwamy razem z bohaterami. Czytając „Collide” zatracamy się całkowicie w rozdarciu Emily, w uczuciach Gavina i przekrętach Dillona. Kontakt z rzeczywistością zostaje całkowicie zerwany.
Narracja występuje w trzeciej osobie. Znajdziemy elementy humoru, ale również momenty, w których uroni nam się łezka. Wszystko za sprawą emocji, które włożyła autorka do tej książki i zamknęła w niespełna 350 stronach. Zakończenie przygważdża czytelnika do muru i mimo dołączonego fragmentu drugiej części, nie zaspokaja naszej ciekawości. Fragment drugiej części przeczytałam pobieżnie, nie chciałam znać dalszych losów, bo wiem, że moje serce byłby bardziej złamane nie mogąc od razu przeczytać „Pulse”. Zakończenie „Collide” rozbija kompletnie. Chociaż możemy się domyślać takiego obrotu spraw, to autorka zadbała o to byśmy nie przewidzieli najmniejszych szczegółów, które rozrywają czytelnika na strzępy. Każdy czytelnik powinien związać się mniej lub bardziej emocjonalnie z książką. Ja jestem z tej grupy, która przeżywa każdą powieść, dlatego „Collide” na długo, jak nie na zawsze, zostanie w moim sercu i z wielką radością będę sięgała po nią kolejny i kolejny raz.
Szczerze polecam tę książkę. Zatracenie się, oderwanie od codziennych problemów i myśli gwarantowane! Spędzicie miło czas z naprawdę znakomitą lekturą. Niestety ta chwila przemija bardzo szybko, bo książkę się wręcz pochłania.
Przyznam się szczerze, że gdy tylko usłyszałam o Collide wiedziałam, że jest to książka, po którą muszę jak najszybciej sięgnąć. Niezwykle zaciekawił mnie jej opis oraz wspaniała okładka. Trochę czasu zajęło mi jednak znalezienie chwili na jej przeczytanie, a przez ten okres, po przeczytaniu licznych opinii na jej temat, zdążyłam się na nią bardzo nastawić. I to chyba był mój błąd, gdyż nie ukrywam, że jestem tą pozycją troszkę rozczarowana.
Jej głównymi bohaterami są Emily oraz Gavin. Ciekawe jest to, że historii przedstawionej w Collide nie poznajemy tylko za pośrednictwem jednego z nich. Ich opowieści przeplatają się ze sobą nawzajem, dzięki czemu możemy poznać od razu zarówno punkt widzenia Emily, jak i Gavina. Z początku trochę mi to przeszkadzało, gdyż wszystko, co przeczytałam zaczęło mieszać mi się w głowie, co powodowało nie mały zamęt. Z czasem jednak przyzwyczaiłam się do tego sposobu narracji i nie zwracałam już na niego uwagi. Jeśli jednak mam być szczera, wolałabym, żeby książka napisana była z perspektywy jednego bohatera, albo ewentualnie, aby każdy z nich miał swoje osobne rozdziały. Z pewnością ułatwiłoby to czytanie. Bardzo spodobały mi się jednak postaci głównych bohaterów. Zapewne wielu czytelników zapoznając się z opisem Collide i czytając fragment "W nowym Jorku poznaje Gavina - seksownego, czarującego playboya. Już podczas pierwszego, krótkiego spotkania udaje mu się rozpalić zmysły Emily. " myśli sobie, że jest to kolejna powieść gdzie mężczyzna bawi się uczuciami kobiety, a dopiero później dostaje jakiegoś wielkiego olśnienia i postanawia się dla niej zmienić. Wręcz przeciwnie. Choć Gavin jest owszem typem mężczyzny, który raczej nie poświęca czasu stałym związkom z pewnością nie zalicza się do tego wyżej przedstawionego przeze mnie typu bohatera literackiego. Mężczyzna od samego początku pragnie znaleźć tą jedyną, zależy mu na założeniu rodziny oraz ślubie. Po prostu ma pecha w miłości i nie może nikogo takiego znaleźć. Jak dla mnie więc jest to bardzo miły powiew świeżości w świecie romansów - bardzo chętnie zapoznałabym się z innymi takimi powieściami.
Autorka przedstawiła bardzo fajną i przemyślaną historię. Fabuła bardzo mi się podobała i z wielką niecierpliwością czekałam, jak cała sytuacja rozwinie się dalej. Sama książka jest bowiem niezwykle wciągająca, przez co zdecydowanie nie można się od niej oderwać. Jednak to, co mi się tu nie podobało to styl pisarki autorki. Gdybym nie była aż tak ciekawa tej książki, za pewne zrezygnowałabym z niej już po pierwszych stronach. Została ona bowiem napisana bardzo prosto i nieskomplikowanie. W niektórych momentach strasznie denerwował mnie dobór słów lub opisy sytuacji. Nie wiem, czy jest to wina polskiego tłumaczenia, czy po prostu autorka postanowiła to wszystko tak przedstawić, ale strasznie mnie to denerwowało. Choć jak mówiłam wcześniej sama historia oraz bohaterowie bardzo mi się podobali styl, w jakim została napisana książka zdecydowanie zasługuje na wielkiego minusa.
Podsumowując więc, Collide to bardzo interesująca książka, w której niestety nie obyło się bez licznych wad. Mimo wciągającej fabuły, która z całą pewnością zasłużyła sobie na duży plus, styl jakim posługuje się autorka pozostawia wiele do życzenia. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że z kolejnymi książkami się on poprawi. Oczywiście sięgnę po dalsze kolejną cześć serii Collide - zdecydowanie nie mogę odpuścić sobie poznania dalszych losów Emily oraz Gavina. Mimo moich narzekań książkę jak najbardziej polecam, bo szkoda byłoby sobie ją odpuścić. Nie nastawiajcie się jednak na nią jakoś specjalnie, gdyż może spotkać was nie małe rozczarowanie. Jest to przyjemny lekki erotyk, który idealnie nadaje się na leniwe wieczory. Tak więc mimo wszystko polecam.